Nie ma jak domu ?
Czyli jak pandemia zmieniła nasze życie.
W całym naszym wspólnym życiu nie spędziliśmy NIGDY tak długiego czasu wspólnie w domu!
To jest całkowicie szokujące!
Już poprzedni rok był dla nas spokojniejszy i bardziej domowy, ale ten to jest całkowita abstrakcja!
Wirus zmienił życie i sposób działania wielu osób i firm, co ma swoje konsekwencje na całej drabinie od góry aż do doły.. do nas szarych ludzi..
Nie będę się wdawać ani w politykę ani komentowanie tego czy to dobre czy nie, czy decyzje jakie zostały podjęte mi się podobały czy nie..
opowiem jaki to wszystko miało i ma wpływ na nas i nasze życie.
Obawy
Niewątpliwie nasze życie, które było bardzo silnie związane z wyjazdami i pracą poza granicami kraju się zmieniło.
Kiedy wybuchła pandemia w Europie Czarek przebywał w delegacji w Norwegii. Wrócił gdyż cały budynek w którym pracował był poddany kwarantannie z powodu potwierdzonego przypadku na dzień przed zamknięciem granic Polski i przymusową kwarantanną.
My oczywiście i tak poddaliśmy się kwarantannie i na dwa tygodnie wyłączyliśmy się z życia..
Dwa tygodnie spędziliśmy na odpoczynku, nadrabianiu czasu jakiego nie mamy na proste rzeczy..
Z dwóch tygodni zrobił się miesiąc.. A z miesiąca dwa..
Troszkę się stresowaliśmy gdyż nie wiedzieliśmy jak to wszystko będzie wyglądać.. Czy Czarek będzie miał pracę i jak ona będzie wyglądać. Jak wiecie w listopadzie byliśmy w Japonii i podczas tej wyprawy wydaliśmy część naszych oszczędności czego nie żałujemy jednak mieliśmy obawy jak to będzie wyglądać skoro świat stoi..
Tak czy inaczej powiedzieliśmy sobie, że musimy przeczekać, bo stresowanie się i myślenie nic nam nie da w obecnej sytuacji.
Ja wierzę, że wszechświat zsyła nam problemy wraz z gotowymi rozwiązaniami, tylko musimy być otwarci na ich przyjęcie..
Tak więc czekaliśmy..
Czas który potrzebowaliśmy
Niewątpliwie pandemia dała nam czas, który w tym konkretnym momencie był nam potrzebny.
W grudniu w naszym domy wylądował Shogun z całą listą problemów, które odkrywaliśmy niemal codziennie..
Od lęku separacyjnego nawet kiedy wchodzimy na piętro naszego domu a on zostaje na parterze po stres jakiego doznaje kiedy wychodzimy..
Problemów z jakimi przyszło nam się zmierzyć jest tak długa lista, że behawioryści chwytają się za głowę.
Mieliśmy kilka momentów w których byliśmy bliscy poddania się..
Pandemia troszkę spadła nam z nieba.. nie zrozumcie mnie źle.. Ona ma całe mnóstwo złych następstw i gdybym mogła wybrać nie chciałabym by istniała. Jednak szukając pozytywów tej sytuacji czas jaki nam dała w domu bardzo nam się przydał..
Bo dostaliśmy „gratis” kilka miesięcy nie tylko na odpoczynek zastanowienie ale także próbę ogarnięcia problemów z psem.
Niestety nie mogliśmy korzystać z umówionych wcześniej spotkań z behawiorystą jednak pracowaliśmy sami w domu na miarę naszych możliwości i wiedzy.
Teraz kiedy wróciliśmy do spotkań z behawiorystką widzę światło w tunelu. Ten czas był nam także potrzebny na uporanie się z tym co nas zaskoczyło. Na zderzeniu z rzeczywistością i ogromem problemów, choć teoretycznie byliśmy przygotowani.
Dziś nazwałabym to Dogblues 🙂 od „babyblues
Brak zmian
Szczerze to na początku, przez pierwsze tygodnie w ogóle nie odczuwaliśmy żadnych zmian w naszym życiu.
Po 2tygodniowej kwarantannie jaką sami sobie zrobiliśmy mogliśmy już wyjść na zakupy. Wciąż zachowywaliśmy względy bezpieczeństwa i na zakupy chodził tylko Czarek , raz w tygodniu. Jednak to też nie jest jakaś duża zmiana w porównaniu z tym do czego przywykliśmy.
Nie czuliśmy się zamknięci, gdyż mamy duży ogród i gdy tylko mieliśmy ochotę mogliśmy przebywać na powietrzu.
My naprawdę poprzez nasze delegacyjne życie przywykliśmy do różnych warunków.
Ja podczas pobytu w RPA mogłam się poruszać głównie po moim osiedlu i jego bliskim sąsiedztwie. W Japonii przebywaliśmy w mieszkaniu 18m z oknami z mrożonego szkła przez które nie było widać nic. A pogoda wielokrotnie nie pozwalała na wyjście..Tak więc te wszystkie obostrzenia nie robiły na nas wielkiego wrażenia.
Nawet brak spotkań rodzinnych i w gronie przyjaciół nie był przez nas mocno odczuwany gdyż podczas wielu delegacji jesteśmy sami dla siebie a jedyny kontakt z rodziną jaki mamy to podczas niewielu rozmów telefonicznych.
Zmiana
Zmiana musiała nadejść i nadeszła..
U Czarka w pracy zaczęło się klarować i dostał jakiś projekt do pracy zdalnej. To także nie było dla nas nowością. Nie pierwszy raz pracował w domu.
Później nadeszła większa zmiana, bo praca, którą normalnie robi za granicą osobiście w wieloosobowej ekipie miał robić z domu.
Codziennie łączył się poprzez specjalne łącza z kilkoma osobami i próbował wykonać pracę dla której często przemierzał wiele tysięcy kilometrów. Sam mówi, że zdalnie jest to trudniejsze, po kilku godzinnej pracy był wykończony. Jednak jest to wykonalne. Nie każdą pracę da się zrobić zdalnie, jednak w jego pracy jest to pewien przełom.
Podczas tych połączeń nie tylko widział się z tymi osobami ale i przede wszystkim słyszał.. Co czasem uniemożliwiały nasze zwierzęta..
Nasz pies lubi szczekać kiedy inne psy szczekają w okolicy, lub przejeżdża jakieś ciekawe auto.. lub tak po prostu 🙂
A nasze koty czasem lubią pośpiewać na korytarzu pod biurem informując, że się nudzą i nie pogardzą ( czytaj żądają) miziakami i towarzystwem.
Więc w czasie pracy Czarka ja stałam się uciszaczem zwierząt wszelakich 🙂
No nie powiem czasem było śmiesznie kiedy chcąc uciszyć kota wchodziłam po schodach i ten zaczynał wyć jeszcze głośniej a to pies protestował, że jemu ten śpiew się wcale nie podoba.. i w sumie dlaczego idę tulić inne futro.. „nieeeeeeee… ” A czasem łapała mnie frustracja kiedy to musiałam się przygotować do kursu, który prowadzę a trójka rozpieszczonych futer rządziła moim planem dnia..
To coś z czym oboje musieliśmy się zmierzyć.
Ja
Zawsze dość płynnie dostosowywałam się do planu dnia i pracy Czarka. Tak wyglądało całe nasze małżeństwo i nie widzę w tym problemu. Wszystko co wykonywałam mi na to pozwalało. Na to zgodziłam się wiele lat temu i mi to odpowiadało.
Aż do teraz.
Od dłuższego czasu zbierałam się z zamiarem pracy dla siebie.
W tym także pomogła mi pandemia. Miałam czas, by totalnie skupić się na sobie i swojej pracy. Codziennie spędzałam czas w pracowni i to spowodowało mój olbrzymi rozwój artystyczny!
W między czasie uczestniczyłam w 2 szkoleniach z zakresu rozwoju osobistego u Karoliny ( do której zapraszam na Jako w niebie). Kursy i kobiety, które na nich spotkałam były olbrzymią inspiracją do zmian w moim życiu w kierunku o którym nawet nie myślałam!
Moje kursy
W zaledwie kilka tygodni wyklarowała się dla mnie przestrzeń i pomysł.
Artystyczna Droga Mleczna na której pokazuję jak tworzę, czym się otaczam. Mówię zarówno o fotografii jak i sztuce (wszelakiej). Coś czego wcześniej nigdy nie umiałam połączyć w jedno.
W międzyczasie wyklarowała się potrzeba, bym stworzyła kurs fotografii dla osób na samym początku drogi. Dla osób, które chciałaby tworzyć lepsze zdjęcia. Nawet telefonem. Nigdy nie myślałam, że mogłabym kogoś czegoś nauczyć.. Kursy u Karoliny i dziewczyny, które tam poznałam uświadomiły mi , że wcale tak nie jest. Dziś mogę się z tego śmiać!
Na dziś dzień mam 2 kursy z czego jeden dobiega końca. Z „czego ja właściwie mogłabym kogoś nauczyć” stworzył się 7 tygodniowy kurs fotografii z ponad 70 filmami na których tłumaczę i teorię i praktykę!!
Jestem olbrzymio dumna z tego kursu! Dziewczyny które z nim uczestniczą rozwijają się na moich oczach !
To niesamowite jak czasem nie zdajemy sobie sprawy z naszego potencjału!
Kurs „kreatywny portret” będzie czymś zupełnie innym. To moja misja, którą także odkryłam niedawno a oparta na moim doświadczeniu i drodze jaką przeszłam.
To uświadomienie innym kobietom jak ważne jest by się fotografować, nie unikać bycia na zdjęciu i jak to robić, byśmy wyglądali na nim najlepiej!
Sama przeszłam tę drogę całkiem niedawno, więc wiem z czym trzeba się zmierzyć. Dodatkowo mam doświadczenie fotografa czyli pracy z drugiej strony aparatu, które początkowo mi przeszkadzało. Jednak później zaczęłam wnioski.
Nie zapominajmy, że w między czasie tworzą się obrazy w mojej pracowni, które mam nadzieję po wakacjach będą do kupienia w mojej internetowej galerii <3
Tak, gdyby nie pandemia pewnie bym do tego nie doszła!
Lęk
Czarek pracuje zdalnie, ja pracuję z domu. Niby wszystko jest tak jak sobie wymarzyliśmy kilka lat temu.
Jednak brakuje mi podróży.
Brakuje mi delegacji.
Brakuje mi tego życia na które zapracowaliśmy i w którym tak trudno było mi złapać równowagę.
W momencie kiedy ją złapałam. W momencie kiedy poczułam luz i zaczęłam się w pełni tym życiem cieszyć wszystko się posypało..
Ja możesz przeczytać powyżej wyszło z tego mnóstwo dobrego jednak ja boję się, że to życie delegacyjne jest już za nami.
Wciąż czuję jego niedosyt!
Dziwnie się czuję o tym mówiąc jednak tak jest!
Wiele delegacyjnych par dąży do tego, żeby w końcu osiąść i „spokojnie żyć”. A już na pewno nie wyjeżdżać na drugi koniec świata. My właśnie to kochamy!
I tak, czasem wyjazd poganiany wyjazdem (szczególnie samego Czarka ) powodował moją frustrację jednak dobrze zbalansowany czas w domu i w delegacji byłby ideałem na ten moment. I oczywiście wszystkie razem.
Chyba jednak nie można mieć wszystkiego.
Normalności wróć
To co dla dla Was jest normalnością, dla mnie nie jest. Dla mnie normalność jest podczas życia w delegacji. Podczas wyczekiwania na wyjazd.
I tak są jakieś przesłanki do wyjazdu. Jednak przez pandemię tylko dla niego. No i przez naszego psa, który nie jest póki co gotowy na zostanie w domu z moją mamą.
I tu po zachłyśnięciu się i nacieszeniu się czasem jaki dała nam pandemia nadchodzi..
Złość
Jeśli Czarek wyjedzie sam w delegację, to będę miała sporo emocji do opanowania.. Nie powiem wam jeszcze co to za wyjazd, bo jest to jeszcze w powijakach i nie wiadomo czy się wydarzy..
Samo życie teraz w tym obecnym świecie wywołuje we mnie złość. Noszenie maseczki w 30′ upale nawet w klimatyzowanym sklepie to dla mnie horror. Jest mi słabo ,źle się czuję.
Brakuje mi wolności, swobody..
Czyli wracamy do naszego delegacyjnego doświadczenia..
Nasze delegacje trwają kilka miesięcy a potem wracamy do domowego życia, spotkań z rodziną i znajomymi.. które teraz jest utrudnione.
Przetrwaliśmy kilka miesięcy a teraz mam taki troszkę mindfuck. Chcę gdzieś pojechać ! Chcę już koniec.. Mam przesyt tego wszystkiego!
Wyjście z przyjaciółkami na kawę było dla mnie wydarzeniem na miarę wyjazdu do Japonii! I choć mam co robić i niczego mi nie brakuje.. nosi mnie!
Czuję się jak w klatce i póki co tego nie rozpracowałam!
Myślę, że wielu ludzi ma podobnie, że to trwa już tak długo, że wszyscy mamy dość..
Więc.. pandemio odejdź..
Zrozumieliśmy lekcję jaką chciałaś nam dać..( mam nadzieję)
Wszędzie dobrze, ale w domu..
niby najlepiej, ale nie pod kluczem to po pierwsze! A po drugie jedna część naszego domu jest w drodze.. I choć kochamy ten w Polsce mamy ochotę już chyba oboje ( choć ja bardziej) wrócić do naszej delegacyjnej normalności..!
Tylko pytanie czy czasem normalność właśnie się nie zmieniła..?