Po co tu jestem?
Miał to być krótki pościk na FB, ale rozrósł się treścią..
Mam dziś gorszy dzień.. skumulowało się sporo..
Przyznam zaczęłam wątpić w to co robię..
W ideę mojego bloga, w dzielenie się z Wami doświadczeniami..
Dlaczego założyłam bloga?
Pierwszego by dzielić się zdjęciami z podróży, z rodziną i przyjaciółmi..
Ale TEN to efekt moich przemyśleń na temat wyjazdowego trybu życia.. na temat związku na odległość i podejmowania ryzyka.
Przyznam , że przez 8 lat wyjeżdżania spotkałam tylko 3 kobiety, które wyjeżdżały z mężem w delegacje. Kilka innych traktowało taki wyjazd tylko jako formę wakacji, które trwały tydzień lub dwa. Dwie z tych trzech traktowały to jako formę życia w innym kraju gdyż projekt trwał 3 lata i mieścił się w jednym miejscu. To bardzo długo jak na projekt. Jedna z tych trzech jeździła z mężem w różne miejsca. Najpierw sama potem z córką.
No i jestem ja.
Ja która ma wyczulony zmysł obserwacji.
Podczas tych ośmiu lat moja osoba cieszyła się dużą ciekawością wśród spotkanych osób. Bynajmniej nie dlatego , że jestem jakaś bardzo ciekawa 🙂
Głównie dlatego, że staram się wyjeżdżać z mężem tak często jak się da i na tak długo jak się da. I to bardzo ludzi dziwiło.. Dlaczego ? I co ja robię całymi dniami..?
I obserwowałam mężczyzn w tych podróżach.. i wiem jak mój zachowuje się jak mnie nie ma .. I jak się cieszy kiedy czekam na niego w mieszkaniu na krańcu świata.. I zjemy razem kolację.. I położymy się razem spać.. I może ponarzekać na pracę.. A w weekend wyciągnę go na powietrze..
Po pewnym czasie naszła mnie refleksja dlaczego inne kobiety tego nie robią.
Że pewnie mają te same obawy co ja wiele lat temu..
Że kierują się stereotypami ja ja kiedyś..
I myślę o tym jak daleką ja sama drogę przeszłam. Z iloma rzeczami po drodze musiałam się zmierzyć. I sama nie wiem jak znalazłam się w tym punkcie nie poddając się po drodze..
Że nie miałam nikogo obok, nawet wirtualnego, kto byłby wsparciem..
Kto pokazałby mi , że nie jestem sama jak palec.. Kto jest „taki jak ja” ..
Mam świadomość, że nie jestem jedyna na świecie , która jeździ z mężem. Jeżdżą całe rodziny. Ale nie znam nikogo takiego. Wśród moich znajomych bliższych i dalszych są związki na odległość, nikt natomiast nie zdecydował się na taki krok jak ja.
Nie sądzę , że jestem jakimś herosem w swej decyzji. Decyzja jak każda inna. Może po prostu życie zmotywowało mnie dosyć mocno.. Może doświadczam świat intensywniej. I albo wszystko albo nic.
Nasze życie jest jak rollercoster. Na tyle ile znam związków na odległość niewielki procencik z nich ma tak zakręcone życie jak my.. Projekty na krańcach świata, różnej długości.. Nieobliczalność i nieplanowalność życia.. Po tygodniu teoretycznie miesięcznego urlopu może zadzwonić telefon i w ciągu kilku dni jesteśmy (lub mąż jest) w innym państwie.. życie w różnych państwach i uczenie się na własnych błędach.. dalekie podróże.. nuda..
To wszystko chciałam pokazać..
Że nie ma się czego bać.
Choć lekko nie jest.. szczególnie na początku..
Że te ciężkie życie delegacyjne można przekuć w coś fajnego.
Że delegacja może stać się życiem.
Że jakość życia jest ważna. A życie jest teraz..
I nie lubię się użalać i płakać jak to życie jest ciężkie.. Bo jest wynikiem mojej świadomej decyzji. Ale nie jest też bajką, o którą posądzają nas niektórzy..
I byłam pewna tego, że blog jest dobrym miejscem, by o tym wszystkim rozmawiać.. Dzielić się fajnymi chwilami i tymi gorszymi.. A także zbiorem doświadczeń i przemyśleń…. Ale dziś naszła mnie taka wątpliwość..
Czy jest sens?
Czy ktoś to w ogóle czyta?
Czy komuś to może pomóc?
Czy dzięki mnie ktoś się odważy?
Czy zachęcę kogoś do podróży, do wspólnych wyjazdów.. ?
Bo taki jest mój główny cel… Chciałabym, by kobiety więcej podróżowały ze swoimi mężczyznami.. Bo oni w tych delegacjach czy pracy za granicą wiodą ciężkie życie.. Nie dbają o siebie i walczą z samotnością i narasta w nich frustracja, bo życie bardziej przypomina egzystencję.. Najwięcej zarobić, najwięcej odłożyć, najwięcej przywieźć do domu.. Pieniądze zawsze na coś potrzebne.. bo na auto, dom, szkołę dzieci, wakacje.. i tak te tyranie się nigdy nie kończy..Wyjeżdża dla pieniędzy.. żeby utrzymać rodzinę.. a często wsparcia rodziny nie ma.. I zostaje w tej delegacji sam.. W kobieta sama w domu.. to nie ma sensu skoro ludzie zdecydowali się wieść życie razem.. A nie tylko na wspólny rachunek..
Nie mówię, że wszystkie kobiety mają teraz podążać za swoimi mężczyznami.. Bo wiem, że nie zawsze się da.. Ale wiem też, że wiele z tych kobiet kieruje się strachem, stereotypami i niechęcią .. Znowu górnolotnie, ale chciałabym by ludzie byli szczęśliwi i świadomie podejmowali decyzję. Jedną ze WSZYSTKICH dostępnych opcji… I byli otwarci na siebie i zmianę..
M.