Razem na kontrakcie,  RPA,  Życie,  Życie delegacyjne

Za wysokim murem. Mieszkanie w Kapsztadzie.

Cała Południowa Afryka jest niebezpieczna. Przestępczość jest na wysokim poziomie,różnice w poziomie ekonomicznym olbrzymie, do tego dochodzi pozostałość po nie tak dawnej trudnej historii.. Muszę przyznać , że miałam olbrzymie obawy wyjeżdżając do Kapsztadu. Szukałam informacji przez internet, sprawdzałam jak wyglądają ulice na google maps.. Może to śmieszne, ale co wiesz o Południowej Afryce? Ja wiedziałam niewiele.. Nie wiedziałam czego się spodziewać.. Totalnie.. To co zastałam na miejscu było dla mnie olbrzymim zaskoczeniem.

Coś z czym trzeba się tam mierzyć na co dzień to potencjalne niebezpieczeństwo. Przez całe dwa pobyty wielokrotnie pytałam osoby mieszkające w Kapsztadzie o możliwość samodzielnego poruszania się po mieście. Ani od jednej osoby nie uzyskałam „zgody” . Każda z zapytanych osób mówiła, żeby nie poruszać się samodzielnie po mieście, szczególnie poza centrum i z aparatem czy wartościowym sprzętem. Nie wchodzić w mniejsze uliczki, nie poruszać się samotnie, ani po zmroku. W przewodniku przeczytałam , że można podróżować komunikacją miejską, ale powiem szczerze, że jak poszłam na przystanek autobusowy , nie czułam się bezpiecznie. Może poruszanie się po centrum jest bezpieczne, ale my mieszkaliśmy z dala od centrum w dzielnicy Century City.

Prawda jest taka, że nigdy nie uczestniczyłam w niebezpiecznej sytuacji w Kapsztadzie ani takiej nie widziałam, ale jeśli lokalni ludzie mówią Ci , że może Ci się coś stać. Nie lekceważ tego.

Takie poczucie towarzyszyło mi przez cały pobyt i była to największa „niewygoda” życia w Kapsztadzie.

Choć prawda jest taka, że czarnoskóry człowiek w małej uliczce w Polsce też może mieć ciężko.. i też zapewne bym doradzała zachowanie względów bezpieczeństwa.. Tak samo jak można zostać okradzionym w Lizbonie czu Barcelonie.. Tu te poczucie jest silniejsze, bo Ty rzucasz sie w oczy jako turysta a tobie rzuca sie w oczy bieda..

Wyobraź sobie sytuację, że jesteś za granicą z mężem który pracuje 10-12 godzin dziennie i nie możesz wyjść na miasto.. Kiepsko , prawda?
Wyjechałam z myślą , że może tak być. Postanowiłam wyjechać nawet jeśli przez większość czasu będę musiała siedzieć w mieszkaniu.. Możliwość zwiedzenia Kapsztadu okazała się silniejsza niż strach 🙂

Na szczęście nie było aż tak źle.

Mieszkaliśmy na osiedlu za wysokim płotem, plusem było że płot nie miał drutu kolczastego jak w większości osiedli i domach. Dodatkowo osiedle na którym mieszkaliśmy było połączone z galerią handlową wokół której była przyjemna i bezpieczna przestrzeń do spacerowania oraz rezerwat ptactwa.
Tak więc dziennie wychodziłam i robiłam rundkę po osiedlu ( pełna runda to koło 2,5 km) lub szłam do galerii handlowej. Kilka razy wyszłam „za płot” , ale pomimo wielu kamer w mojej dzielnicy kosztowało mnie to sporo stresu.. Samotna biała kobieta na ulicy rzuca się w oczy i uwierz można to bardzo odczuć..

Podczas pierwszej wizyty w Kapsztadzie towarzyszył Nam współpracownik z pracy Czarka oddelegowany z Niemiec. Więc po pracy wychodziliśmy na miasto coś zjeść i ewentualnie na niewielki spacer (jak był czas) oraz w weekendy zwiedzaliśmy to co się dało. Chłopcy mieli tyle roboty w ciągu tygodnia , że w weekendy padali jak muchy.. A ja po 5 dniowej wysiadówce w domu czułam się jak spuszczona ze smyczy.. Dodatkowo nie miałam pewności czy kiedykolwiek wrócimy do Kapsztadu.. Chciałam wykorzystać okazję.. I dwóch bodyguardów 😉
Szczęśliwie okazało się, że mamy jeszcze jedną szansę na pobyt w Kapsztadzie.. Za drugim razem czuliśmy się swobodniej i mogliśmy rozkoszować się Kapsztadzkim klimatem.. Poruszaliśmy się po zmroku, ale tylko w miejscach pełnych ludzi i turystów.. Oraz najczęściej samochodem.. Poruszalismy się po dobrze znanych miejscach.. Nie czuliśmy już tego stresu, ame względy bezpieczeństwa dalej zachowywaliśmy.. Codziennie byliśmy na mieście..zazwyczaj po zmroku.. Ale w miejscach uważanych za bezpieczne jak np. Waterfront.

Życie za wysokim murem nie jest proste, dla ludzi , którzy nie umieją wysiedzieć na miejscu.. tak jak ja.. Ale można.. i uważam oba te wyjazdy za bardzo udane.. Widok wysokich murów i drutów kolczastych podczas pierwszej wizyty zrobił na mnie olbrzymie negatuwne wrażenie.. Pogłębiał strach i stres..

Moje osiedle miałam przedreptane wzdłuż i wszerz.. W imię zwiedzania i poznania nowego kraju, nowej kultury jestem skłonna na wiele poświęceń.. ! I tak do tego podchodziłam.. Dobre, pozytywne nastawienie to podstawa! W ciągu dnia trzymałam się za wysokim murem a wieczorami i w weekendy razem z mężem wychodziliśmy w miasto!

A teraz jak to wyglądało w „realu”.

Płot osiedla naprzeciw mojego..

widok zza mojego płotu..

Moje osiedle..

Rezerwat ptactwa..

Moje rozrywki.. czyli galeria handlowa.. kawa na balkonie.. i obserwacje z okna..

Mój balkon a w dole spacerujący ludzie.. Do pracy.. na zakupy.. lubiłam na nich patrzeć..

Galeria handlowa.. Przy 100 wizycie zaczęłam się doszukiwać detali arcgitektonicznych i zalążków sztuki 😉

Pieczenie ciastek to też była moja „rozrywka”.

Wspólnie zwiedziliśmy wiele wspaniałych miejsc. Dzięki temu że mąż pracował w normalnych godzinach i posiadaliśmy auto to był bardzo owocny wyjazd delegacyjny..

Moi towarzysze wycieczek.. Mój mąż i Flavio.

komentarze 3

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.