Rozłąka..
Siedzę w wannie. Kilkanaście godzin temu zawiozłam swojego męża na lotnisko. Cisza brzęczy mi w uszach choć dom nie jest pusty..
Samotność i tęsknota za każdym razem smakują inaczej..
Czy można się do nich przyzwyczaić?
Myślę, że tak, ale jest to trochę zdradzieckie.
Minimalne przyzwyczajenie jest naturalne jako akceptacja nowego rytmu życia. Jeśli jednak za bardzo się przyzwyczaimy to powinna zapalić nam się czerwona lampka ostrzegawcza.
Dlaczego?
Bo to może oznaczać, że się od siebie oddaliliśmy. Zawsze trzeba trzymać rękę na pulsie i pilnować momentu w którym te rozłąki stają się dla nas łatwe.
Miałam taki moment w którym pomimo iż tęskniłam za mężem to tak bardzo odzwyczaiłam się od jego obecności w domu, że te wyjazdy były dla mnie na rękę. Prowadziłam swoje fajne życie , urządzałam nasze mieszkanie pod siebie a mój mąż prowadził swoje życie za granicą, mieszkał z obcymi ludźmi , których nie znałam..Odsunęłam siebie od niego, bo tak chyba było łatwiej. To był nasz kryzysowy moment, który trwał bardzo długo i prawie doprowadził do rozwodu. To nie dzieje się z dnia na dzień.. Trzymaj rękę na pulsie.. im wcześniej zauważysz sygnały tym szybciej wrócicie na właściwe tory.
Tęsknota nie jest przyjemna, samotność tym bardziej , ale można je ogarnąć, opanować, oswoić i sprawić, by działały na nasza korzyść.
A czasem i pożegnania staną się łatwiejsze choć mi zdarza się do dziś uronić łzę na lotnisku..
Sama nie potrafię stwierdzić czy łatwiej jest na początku rozłąki czy pod koniec. Czasem łatwiej jest mi znieść początek, bo wpadam w wir pracy i zajęć i nie mam czasu na myślenie. A czasem te początki są najgorsze . Z dnia na dzień dom staje się cichy, łóżko puste a kawa pojedyncza.
Jak mam gorszy „czas” to cała rozłąka jest jakaś taka trudniejsza.. Każde rozstanie jest inne, a po tylu latach nie mogę powiedzieć , że są łatwiejsze. Nauczyliśmy się sobie z nimi radzić.
Choć staramy się, by te rozłąki były jak najkrótsze i jak najrzadsze to i tak one są. A my musimy się z nimi zmagać. Jest to o tyle trudne , bo oprócz miłości wiąże nas przyjaźń. Dobrze się razem czujemy. Śmiejemy się, wygłupiamy , rozmawiamy..
Nie powiem Wam jaki jest złoty środek na rozłąki, bo nasz jest tylko taki , że staramy się, by ich było jak najmniej. Innego złotego środka nie znam. Walczę każdego dnia.
Każdy ma swój sposób na ogarnięcie tęsknoty. Jedni dużo razem rozmawiają, drudzy rzucają się w wir pracy, jeszcze inni otaczają się znajomymi i rodziną..Bez względu na to jaką Ty masz strategię pamiętaj, by te Wasze dwa życia miały wspólny mianownik, cel i bieg. Najprościej mówiąc żeby miały ze sobą jak najwięcej wspólnego.
Mówię dwa życia , bo pary żyjące na odległość prowadzą dwa osobne życia . Ważne, by to wasze wspólne choć może i krótsze, było bardziej priorytetowe i wiodące.
Ty tu dbasz o dom, pracę, znajomych i rodzinę. Ogarniasz wszystko co trzeba za was dwoje. On tam procuje, mieszka ze znajomymi. Ma inne problemy i inne rozrywki. Często zdarza się, że te dwa życia mają coraz mniej wspólnych mianowników. To wcale nie jest takie trudne i nieosiągalne jak żyje się przez większość czasu osobno.. Dlatego uważam, że tęsknotę warto pielęgnować a pary , które żyją na odległość muszą dbać o swój związek dwa razy bardziej.
Nie bagatelizujcie sygnałów, bo większość związków na odległość się rozpada. Wasz nie musi.
Nie uciekajcie od siebie i od tęsknoty. Dbajcie o siebie i walczcie o siebie każdego dnia czy jesteście razem czy osobno!