Japonia,  Życie

Jeden dzień z pracy na plancie.

Wytęż wyobraźnię

W tym wpisie nie znajdziesz zbyt wielu zdjęć. Tak naprawdę znajdzie się ich tylko kilka. Na plancie nie można robić zdjęć i obowiązuje mnie klauzula poufności. Musisz wytężyć swoją wyobraźnię! Postaram się Ci w tym pomóc najlepiej jak będę potrafiła.

Poranek

Nasz dzień pracy zaczyna się o  9.00. Do pracy jednak musimy nie tylko dojechać autem, ale także dojść pieszo co zajmuje trochę czasu, dlatego wstajemy przed 8 a wychodzimy z domu maksymalnie o 8.35.
W tym czasie szykujemy wszystko co mamy ze sobą zabrać, w tym lunch dla mnie ( jeśli przygotowałam), komputery i najważniejsze – przepustki. Bez tego nie wejdziemy.

Dziś obudził nas srogi deszcz za oknem. Według prognozy ma padać caluteńki dzień. Wychodząc z domu zabieram parasol. Jako, że na dworze jest 22′ nie zabieram kurtki, co było dużym błędem o czym przekonałam się bardzo niedługo..
W drodze do pracy zatrzymujemy się w sklepie gdzie próbuję kupić coś na lunch. Niestety w sklepie o tej porze nie ma zbyt dużego wyboru. Biorę sałatkę i zupę instant. To lepsze niż nic. Nie planowałam dziś iść do biura stąd mój brak przygotowania.
Czarek nie kupuje lunchu gdyż korzysta z tego biurowego, który mi średnio odpowiada.

Długa droga do biura. Poranny rozruch.

Nie możemy wjechać na teren fabryki, zatem parkujemy auto na zewnątrz tuż przy bocznym wejściu.
Wzdłuż płotu jest betonowy kanał a nad nim słupy wysokiego napięcia. Musisz to sobie wyobrazić. Betonowy kanał szerokości koło 3 metrów. Nad nim stoją w rzędzie słupy wysokiego napięcia. Każdy z nich dwiema „nogami” oparte o jedną ścianę kanału i dwiema o drugą. Pomiędzy słupami rozpostarte przewody – biegną wzdłuż kanału bezpośrednio nad nim. Ciekawy pomysł zaoszczędzenia powierzchni. Dzięki temu parking jest znacznie większy. Po drugiej stronie wąskiej ulicy jest już pierwsza linia domów. Można by pomyśleć, że to kiepska lokalizacja, ale ta fabryka jest dość cicha a standard domów sugeruje znacznie wyższy poziom życia jego mieszkańców.

Nie jest prosto znaleźć wolne miejsce parkingowe. Zwykle musimy przejechać kilkadziesiąt metrów.
Parkujemy tyłem, jak każdy. Trzeba uważać, z tyłu jest murek zabezpiecza przed przypadkowym wjazdem do kanału, jednak przy odrobinie nieuwagi można o niego uderzyć.
Gaśnie silnik a ja w międzyczasie zastanawiam się nad logistyką dotarcia do biura.. Ubrać plecak, zabrać lunch, otworzyć parasol i pruć ile sił do bramy..
Już po pierwszych krokach uzmysławiam sobie, że dużym błędem było zostawienie kurtki w mieszkaniu. Przy takim deszczu może nie pomogłaby bardzo, ale jednak, miałabym przemoczone tylko spodnie i skarpety a nie dodatkowo bluzkę.

Brama

Parasol jest mały, muszę sterować nim tak, by zmoknąć jak najmniej. W tym samym czasie muszę być skupiona, bo wzdłuż ulicy nie ma chodnika a droga jest stosunkowo wąska. To w zasadzie standard jeśli chodzi o mniejsze ulice w japońskich miastach.
Widać bramę! Jest szeroka. Po lewej niski budynek ochrony, tam też odbywają się szkolenia z zasad panujących na fabryce.
Na środku szlabany dla ruchu samochodów.
Co ciekawe, kierowca musi wysiąść z auta, stanąć na specjalnej macie, wylegitymować się przepustką do kamery, przy okazji zostaje zmierzona jego temperatura ciała i dopiero może wjechać przez bramę odbijając swoją kartę (przepustkę). Pasażerowie standardowo muszą wysiąść z auta i przejść bramką, która znajduje się po prawej stronie. Tą samą do której zmierzamy my.

Bramka jest zadaszona, żeby przez nią przejść trzeba odbić przepustkę. W trakcie przechodzenia mierzona jest nasza temperatura i „obserwują” nas kamery. Ot takie względy bezpieczeństwa.
Obowiązuje całkowity nakaz noszenia maseczek. Więc miotam się w tej bramce, próbując minimalnie zamknąć moją parasolkę która nie mieści się w przejściu, odbić kartę, odsłonić się na pomiar temperatury i wyjść cało.

Ratunek

Za bramką zauważamy auto naszej firmy. Jeden z japońskich kolegów właśnie przyjechał (lub też specjalnie na nas czekał ?) Rzeczywiście kolega zauważa nas i daje znać. TAK! jesteśmy uratowani. Jeden dzień nieco łatwiejszy. Zgarnia nas autem typu ogórek z odsuwanymi tylnymi drzwiami. Na terenie fabryki obowiązuje ograniczenie prędkości do 20 km/h dlatego ta podróż wcale nie jest dużo szybsza niż piesza. Jednak będziemy nieco mniej mokrzy.

Ulice są szerokie, jedna z nich była kiedyś pasem startowym dla samolotów (prawdopodobnie w czasie wojny, gdy nie było jeszcze w tymi miejscu fabryki).
Po dwa pasy w każdą stronę, jednak tylko te wewnętrzne są przeznaczone dla ruchu samochodów. Zewnętrzne oraz specjalnie oznaczone – zielone dla pieszych i rowerów.
Tak, po terenie fabryki jeździ sporo rowerów, bo teren jest naprawdę olbrzymi. Czarek, gdy przyjeżdża do pracy sam, również od bramy do biura porusza się rowerem.

Nasza podróż autem zajmuje dobrych kilka minut. Mijamy wiele różnych instalacji, rur i budynków. Nasze biuro mieści się na środku zarośniętego pola, do którego wydzielona jest żwirowa droga i parking. Biura z kontenerów są opcją tymczasową dla zewnętrznych firm, które realizują różne zlecenia.
Trzeba jeszcze wysiąść z auta i dotrzeć na pierwsza kondygnację po śliskich, stromych metalowych schodach.

 

Biuro

Nasze biuro mieści się tuż przy schodach na piętrze. Przesuwam drzwi i już widzę pierwszych pracowników biura.
Zaraz za drzwiami znajduje się niewielka przestrzeń (może jakieś 1.5 m kwadratowego) przeznaczona na ściągnięcie butów. Podłoga w tym miejscu wyłożona jest jakimś rodzajem linoleum. Generalnie w biurach Japońskich, szczególnie tych do których wchodzi się z zewnątrz panuje taka sama zasada jak w domach czy świątyniach. Mianowicie „nie właź w buciorach”. Przestrzeń ta od reszty pomieszczenia oddzielona jest ladą i mini regałem na buty. Podłoga w głównej część biura wyłożona jest wykładziną dywanową, identyczną jak ta stosowana w hotelach. Tak więc spokojnie można chodzić w skarpetach czy kapciach.
Tuż przy wejściu i ladzie, na ścianie wiszą dwie wielkie kartki zapisane zwrotami w języku polskim.
Zwroty napisane są w kilku wersjach językowych.
Po polsku, angielsku, japońsku oraz wymawianą katakaną.
Każdy kto wchodzi do biura może zerknąć na tablice i przypomnieć sobie jakiś zwrot.
To miłe i zabawne. Wymieniamy się zwrotami w obu językach. My staramy się po japońsku a nasi koledzy po polsku.
Nasze biuro składa się z dwóch rzędów biurek połączonych ze sobą a oddzielonych jedynie plexi.

Sunę w mokrych skarpetkach do swojego biurka. Wyciągam komputer.
Chowam swój lunch do lodówki. W prowizorycznej kuchni, właściwie aneksie mamy zlew, ekspres do kawy, czajnik, snaki i lodówkę właśnie.

Czajnik nie jest standardowym czajnikiem, który większości z was przychodzi pewnie na myśl. W Japonii głównie używa się podgrzewaczy do wody, które utrzymują daną temperaturę. Są to kilku litrowe pojemniki, które można u nas spotkać głównie na konferencjach.
Wystarczy przycisnąć przycisk a od razu leci woda o temp 90-98 stopni.

Praca

Obecnie nasza praca w głównej mierze składa się z czekania. Czekania na telefon i prośbę o wsparcie. Czasem wiemy dużo wcześniej, że będzie coś do roboty a czasem czekamy.

Dziś wiemy, że koło 15 mają się zacząć testy, przy których potrzebne jest wsparcie Czarka. Wiemy też, że być może skończymy pracę później, bo prawdopodobne jest , że testy mogą się przedłużyć. Muszą dziś zostać zakończone. 
Uruchomienie linii produkcyjnej bez względu na przeznaczenie składa się z pracy wielu osób, które muszą ze sobą stale współpracować i się komunikować. Oczywiście terminy to sprawa nadrzędna.

Lunch

Lunch jest ważnym elementem dnia. Są specjalne firmy, które dostarczają zamówiony wcześniej lunch prosto do Twojego biura a później odbierają po nim opakowanie, bo jest ono wielorazowe. To zazwyczaj tradycyjne japońskie posiłki, ryż plus wiele małych elementów / dań. Czyli tak zwane bento.
Co ciekawe podczas pierwszych dwóch dni naszej pracy mieliśmy taki zapieprz, że lunch jedliśmy nie o 12 a o 14.

Ja nie przepadam za rybami, nie jem mięsa dlatego przychodząc do biura sama dbam o swój lunch. Zazwyczaj. Dziś niestety moja opcja lunchowa jest dość uboga, ale doszły mnie słychy, że może pojedziemy zjeść coś na mieście. Tak też czasem się to odbywa. Przerwa na lunch jest ważna i o stałej porze. Choć czasem bywa płynna czasowo jeżeli jest sporo pracy lub nieprzewidziane komplikacje. Pracownicy fabryki mają swoją stołówkę gdzie razem jedzą posiłki, my jemy nasz lunch w biurze przy stole „konferencyjnym” dla 4 osób. Lub jeśli jest luźniejszy dzień jedziemy na miasto.

Udon, kudasai.

No i stało się tak jak zapowiadali.
Zebraliśmy się koło godziny 12 i 4 autami pojechaliśmy wszyscy na udon. Dziś jadłam kiepskie śniadanie więc ta opcja przypadła mi do gustu. Zamówiłam swój ulubiony Curry udon a z warzyw w tempurze wybrałam słodkiego ziemniaka i bakłażana, który widziałam tu pierwszy raz. Był nacięty tak, że wyglądał jak dłoń z pięcioma palcami. Dzięki temu podzieliłam się z osobami ze stolika.  Bo musicie wiedzieć, że dzielenie się jedzeniem jest dla Japończyków naturalne.  Często w restauracjach jak zamówicie danie to przynoszą tyle talerzyków ilu jest ludzi.
W tej restauracji każdy ma swoje, jednak to nie przeszkadza nam się czymś podzielić.

 

Popracujmy wreszcie!

W niektóre dni nie ma w co ręce włożyć.. a są i takie dni jak dziś, że kawa, gadka- szmatka i byle do lunchu. Choć właściwie, byle by się coś zadziało. Czekamy na wybicie owej 15 jak na zbawienie, choć nie zawsze w biurze jest nudno.
Już rano wiedzieliśmy, że praca zacznie się o 15, więc w biurze trochę zabijaliśmy czas rozmowami i grami w gry.

I znowu trzeba wyjść, a padać nie przestało. Biuro biurem a budynek produkcyjny budynkiem produkcyjnym. Na terenie fabryki jest ich kilka, lub nawet kilkanaście. Produkuje się tu kilka różnych medykamentów i szczepionek.
Schodzimy po metalowych schodach. Za każdym razem przypominając Czarkowi, by uważał. Osiem lat temu schodził za szybko i wyskakując za wysoko zawadził głową o metalową belkę co zakończyło się rozcięciem i ośmioma szwami – tak tak, szpital japoński też odwiedził. W obecnych czasach nie chcemy takich przygód 🙂

Na dole mijamy toaletę typu toi-toi. Osobna dla kobiet i osobna dla mężczyzn. Dosłownie po dwóch stronach „kontenerowego biurowca”, by zapewnić każdemu minimum prywatności. Toaleta jest czysta choć ekstremalnie mała.
Kobiet w tym zlepku biur jest raptem 3 łącznie ze mną więc kolejek nie ma.
Wychodzimy na drogę.
Budynek, w którym my działamy znajduje się zaraz po drugiej stronie ulicy. Możemy ją przekroczyć tylko i wyłącznie na pasach. Choć jest to teren zamknięty fabryki a aut nie jeździ tu aż tak dużo obowiązują tu bardzo restrykcyjne zasady.

Wejście jednak znajduje się kompletnie z drugiej strony budynku. Z przodu budynku jest wejście bardziej oficjalne, biurowe. Są ładne łazienki i duży hol. My idziemy od tyłu budynku do strefy produkcyjnej.
Control room – naszego miejsce pracy – znajduje się na 3 piętrze.

Procedura

Drzwi do budynku w którym odbywa się produkcja otwierają się poprzez przesunięcie klamki nie na dół a do góry – coś na kształt śluzy w drzwiach na statku.
Żeby się dostać do budynku trzeba przejść kilka procedur.
Zaraz za drzwiami ściągamy buty i zostawiamy je przechodząc przez kolejne. Tam już ubieramy właściwe, czyste buty BHP. Jak już wspomniałam – w Japonii ściąganie czy zmiana butów musi stać się nawykiem. Następnie, co bardzo ważne, wpisujemy się na listę.

Jedną z ważniejszych rzeczy jest wypisanie się z listy przy wyjściu z plantu. W razie wypadku czy ewakuacji będą szukać każdej osoby która jest na tej liście.
Wchodzimy do specjalnej śluzy wielkości ok metr na metr, w której po zamknięciu drzwi uruchamiają się wielkie dmuchawy. Mają za zadanie usunąć z naszych ubrań luźne zabrudzenia, włosy i pyłki itp. Przynajmniej w teorii.
Nie można otworzyć drzwi wcześniej niż po skończeniu tego procesu.

 

Białe korytarze

Zaraz za drzwiami ciągną się już biało-szare korytarze. Puste i czyste. Obecnie wciąż trwają prace renowacyjne więc są specjalne zabezpieczenia, jednak klimat przypomina szpital. W dwóch czy trzech miejscach można przez szyby w ścianach zobaczyć część instalacji i procesu.
Idziemy do windy która jest na końcu korytarza. Szczerze powiem, że łatwo się tu zgubić, korytarze się ze sobą krzyżują a każdy z nich podobny jest do drugiego..

Obecnie w windzie mogą przebywać tylko 4 osoby stojące w jej rogach choć jest to naprawdę duża przemysłowa winda. Jedziemy na trzecie piętro do wspomnianego control room’u. Tutaj znajdują się komputery do sterowania całym plantem. Jest to jeden z dwóch głównych control roomów. Poza nimi są jeszcze mniejsze, ulokowane przy lub w obszarach produkcyjnych. Tych właśnie używa personel fabryki obsługujący cały proces produkcyjny.
Powietrze w naszym pokoju kontrolnym jest suche a temperatura wyższa niż w innych częściach.
Dodatkowo w całym budynku obowiązuje zakaz jedzenia.

A może wizyta w toalecie ?

Wizyta w toalecie to ciekawe doświadczenie. Tuż przy wejściu do różowej łazienki są mini szafeczki na przybory higieniczne dla kobiet a zaraz za nimi klapki, które stoją na obniżonej podłodze. Można się zastanowić o co chodzi. Otóż moi drodzy, chcąc skorzystać z toalety na plancie musisz rozebrać buty, ubrać owe klapeczki i dopiero wejść na teren łazienki.

Można się zastanawiać, jednak tu produkuje się leki a toaleta w Japonii uznana jest za najbardziej „skażone” miejsce i nawet w domach Japończycy posiadają osobne kapcie, które można nosić tylko tam.
To takie minimalizowanie ryzyka rozniesienia na butach zarazków, ale też część ich kultury. Jak wspomniałem nie raz – zdejmowanie obuwia tam gdzie trzeba lub jego zmiana to podstawa.

Chyba się przedłuży

Już na pierwszym spotkaniu z osobą, z którą mamy przeprowadzać testy dostajemy informację, że zaczniemy później. Pracujemy do 17, wciąż jest sporo czasu. Czarek musi dokonać jakichś modyfikacji jeszcze przed testami a my czekamy. Mówię my bo opiekuje się nami świetna dziewczyna, która dba, by niczego nam nie zabrakło. Jest asystentką i wspomaga stronę japońską w kontakcie z kontrahentami z europy. Jest też naszą tłumaczką jeżeli zachodzi taka potrzeba.

Czekamy dłużej.
Koło godziny 15.30 ludzie wstają i zaczynają sprzątać biuro. Ogarniają biurka, wycierają, dezynfekują. Dwie panie biorą odkurzacze i zaczynają odkurzać. W Japonii istnieje taka praktyka już od szkoły podstawowej wspólnego sprzątania powierzchni. W biurach zwyczajowo w piątek po południu. Oczywiście korytarze i łazienki sprząta specjalny personel, jednak biura sprzątają pracownicy.
Dostajemy informację, że testy zaczną się koło 16.
Czekamy.
O 16.20 próg pokoju przekracza szczupły mężczyzna w szarym uniformie z bujną fryzurą z farbowanych na brązowo włosów.
Farbowanie włosów przez mężczyzn w Japonii nie jest niczym unikatowym.
Przeprasza za opóźnienie i zaczynamy, bo szkoda czasu!

Tradycja nadgodzin

To już tradycja, że w dni kiedy jestem w biurze tak się składa, że pracujemy dłużej. Jednak w ten dzień pobiliśmy rekord 🙂
Test mógłby trwać 30 minut jednak tyle nie trwał, bo coś się wysypało i nie zadziałało.
Po tym już tylko obserwowałam rozwój akcji, biegających mężczyzn i stres.

Trzech mężczyzn, w tym Czarek, głowiło się nad rozwiązaniem sprawdzając dokumenty, program, sprzęt i instalację. Biegając od komputera do pomieszczenia, gdzie znajdują się szafy z instalacją elektryczną, czyli kilka drzwi dalej. W między czasie konsultując się z osobą w części produkcyjnej za pomocą telefonu i walkie-talkie.
Dzięki A. , która jest naszym łącznikiem wszystko idzie płynniej. Bariera językowa jest spora i czasem trudno się dogadać, szczególnie jeśli chodzi o sprawy techniczne.

Jedyne co mogę zrobić to obserwować co się dzieje.
O godzinie 16.45 z biura wychodzą wszyscy ludzie. O 17 kończy się ich zmiana.
Robi się ciszej i spokojniej. Ale tylko w pomieszczeniu. W naszym teście młyn dopiero się rozpoczął.

Widać, że osoba odpowiedzialna za ten projekt jest zestresowana. Są opóźnienia.
Ale kiedy Czarek i drugi inżynier biegają, ja go uspokajam i ucinamy sobie pogawędki o języku, jedzeniu i jodze. N. słabo mówi po angielsku, ale się dogadujemy.

Przez cały czas kiedy jestem z nimi jedyne co robię to staram się rozsiewać spokój. Nie denerwuję się tym, że jesteśmy dłużej w pracy. A kiedy jest moment staram się rozładować atmosferę. Uśmiecham się. Tyle tylko mogę.
Mogłoby się wydawać, że byłam tam zbędna. Zapewne beze mnie poradziliby sobie tak samo.
Jednak czasem przydaje się osoba bezstronna, osoba, która swoim spokojem spowoduje, że stres się nie rozpędzi. Tym razem byłam to ja.

19.00

O tej godzinie już wiemy, że nie możemy nic więcej wskórać. Zrobili wszystko co się dało, sprawdzili wszystko co mogli. Czarek sugeruje sprawdzić instalację elektryczną. Trzeba wezwać innego inżyniera. Niestety o tej porze jest on już niedostępny.

Wszyscy dziękują sobie za współpracę i zaangażowanie pomimo braku rozwiązania.
Jest piątek dla nas tydzień się kończy, jednak N. odpowiedzialny za projekt wraz z inżynierami podwykonawcy japońskiego niestety musi rozwiązać problem kolejnego dnia. Dodam optymistycznie, że w weekend znaleziono przyczynę – wada jednego elementu elektrycznego. Po jego wymianie przeprowadzono i zakończono testy z wynikiem pozytywnym.

Matane!

Wszyscy opuszczamy biuro w dobrych humorach. Czarka zaangażowanie i doświadczenie jest tutaj bardzo doceniane.
On zawsze daje z siebie 120%.
Choć jest nas tu tylko dwoje Polaków, wiele osób z biura nauczyło się już kilku zwrotów po polsku. Jednym z nich jest „na razie”.
Więc na koniec odchodząc białym korytarzem N. macha nam i mówi „na razie” a my mu odkrzykujemy „matane” co jest japońskim odpowiednikiem tegoż.

 Oczywiście jest to super nieoficjalne wyrażenie, używane jedynie wśród dobrych kolegów. żaden szanujący się Japończyk nie powie do kontrahenta czy nawet kolegi z pracy „matane”. Ale obcokrajowcy mają tutaj spore fory i nikt nie zwraca na to uwagi. Przeciwnie – każdy cieszy się słysząc jak Polak próbuje mówić po Japońsku.

Jeszcze tylko spacer do auta.

Wskakujemy do biura po rzeczy, jednak to nie koniec. Czeka nas jeszcze 15 minut spaceru (raczej szybszego) do bramy i do auta.
Dalej pada, a my ledwo co wyschnęliśmy i znowu będziemy mokrzy.

 

Czarek zakłada swoje skarpetki, które musiał ściągnąć rano. Na szczęście wyschły.
Parasolki w rękę i czas się dostać do auta.
Po drodze do domu zatrzymamy się coś zjeść. Ten dzień był dla nas wyjątkowo długi. Jednak w Japońskim systemie pracy całkiem normalny.

Ps. tu nasi współpracownicy z biura w wersjach sushi. Nie ma tu opisanego przeze mnie N. z bujną czupryną. Musicie sobie wyobrazić chłopaka koło 30 z fryzurą jak z mangi, dużymi oczami, które podczas śmiechu dosłownie znikają 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.