Japonia,  Podróże,  Razem na kontrakcie,  Życie delegacyjne

Lot na gapę..


Czy wiedzieliście, że da się lecieć samolotem bez biletu?
Ja też nie.
Dowiedzieliśmy się w sposób bardzo niecodzienny..

Ale do początku..

Kilka lat temu byliśmy w Japonii po raz drugi. Praca Czarka miała się przedłużyć o miesiąc. Jako , że owy miesiąc dłużej przekraczał możliwość pobytu na wizę turystyczną, firma dla której mój mąż wykonywał zlecenie załatwiła i jemu i mnie przedłużenie owej wizy.  Normalnie nie jest to takie proste. Trzeba wypełnić specjalne druczki odpowiednio wcześnie i udać się do odpowiedniego biura.. Wiza turystyczna opiewa na 90 dni więc na tyle długo, by zwiedzić Japonię wzdłuż i wszerz.. Trzeba mieć zatem ważny powód dłuższego pobytu. Na szczęście tą sprawą zajęło się biuro dla którego pracował Czarek.. Ja jako żona byłam także wzięta pod uwagę i nie musiałam wracać sama wcześniej tylko dostałam przedłużenie pobytu..Udało się.
Czarka i mój bilet był kupowany przez jego kontrahenta. Zawsze płacimy za moja podróż, ale zależało nam, by lecieć razem więc poprosiliśmy, by oba bilety były kupione razem.. Poprzednie bilety były zakupione z data powrotną, ale ta się zmieniła.

Wiedząc zatem, że zostajemy dłużej Czarek poprosił o dopasowanie obu biletów do nowego terminu. To też zrobili.

Tak nam się wtedy wydawało..

Nasza podróż do domu zaczynała się dzień wcześniej, gdyż lotnisko znajdowało się wiele kilometrów od miejsca naszego przebywania a lot odbywał się bladym świtem..Do tego shinkanseny (szybka kolej) nie jeździ w nocy. Zatem dzień wcześniej podróżowaliśmy do miasta o nazwie Fukuoka i spędzaliśmy tam noc, by świtem wybrać się na samolot.  Pełni dobrej energii wybraliśmy się z hotelu wczesnym rankiem na lotnisko. Nigdy nie przesadzamy z czasem, nie lubimy długo czekać na lot. Tak też tym razem zrobiliśmy. Po podejściu do okienka check -in okazało się, że nie potrafią znaleźć mojego biletu w systemie. Mąż odszukał na komputerze maila w którym ów rezerwacja się znajdowała.. po długim i wnikliwym sprawdzaniu rezerwacji okazało się, że mój bilet został źle przebukowany. Zgadzał się dzień. Nie zgadzał się miesiąc. Mój bilet był miesiąc PRZEDAWNIONY.. Słysząc to zrobiłam się zielona.. Szczególnie, że nasz samolot (pierwszy z trzech) miał odlatywać za godzinę. Oznacza to, że na wyjaśnienie sytuacji i boarding mamy bagatela 30 minut.. Panie z linii ANA stawały na rzęsach, dzwoniąc we wszelkie możliwe miejsca, angażując kierownictwo i całą załogę lotniskową. Uwierzcie mi, że gacie miałam pełne ze stresu.. Wizja , że zostanę w Japonii sama a mój mąż odleci do domu była całkiem realna. Dodam , że nie miałam przy sobie ani jednej karty bankomatowej/kredytowej miałam dwie walizki i latanie nie było moją mocną stroną.. (obecnie jest ok) oraz byłam za granicą 3 raz!  To było dla mnie bardzo stresujące!

Boarding zbliżał się nieubłaganie.. Zegar tykał a mi robiło się słabo na samą myśl, że mogę tu zostać sama….

Dodatkowo to był czas kiedy nasza wiza już wcześniej przedłużona się kończyła..

Nie wiem jak Panie z ANA (All Nippon Airlines)  to zrobiły do dziś, ale ‚przebukowały’ mój przeterminowany bilet za 150 euro.( Pomyślisz, że to dużo. Poczekaj na koniec tej historii) 150 euro to niewiele myśląc, że nowy bilet powinien kosztować koło 1000 euro.. lub więcej biorąc pod uwagę kupowanie go na 5 minut przed wylotem. Trasa naszej podróży obejmowała trzy loty: Fukuoka-Tokio, Tokio-Frankfurt i Frankfurt-Katowice. Lot był łączony z Lufthansą dlatego Panią z ANA nie udało się za dużo wykombinować z ostatnim lotem na naszej trasie czyli Frankfurt-Katowice. W systemie widniało , że nie ma miejsc.  Stwierdziliśmy, że i tak lepiej kombinować w Niemczech niż w Japonii więc braliśmy co było. Boarding już był dawno w trakcie.. teoretycznie check-in powinien być dawno zamknięty.. Jak przyszło do płatności okazało się, że karta Czarka nie działa, ani jedna! Nie było czasu an dywagacje a mój stres znów sięgnął zenitu! Panie z ANA znowu uratowały sytuację czymś o czym nie mieliśmy pojęcia, czyli możliwością lotu na gapę..

Nie zapłaciliśmy za bilet, zabrali nam paszporty.  Zakleili w kopertę i mieliśmy zapłacić po przylocie do Tokio, dokąd leciał owy samolot. Samolot czekał tylko na nas.. Biegliśmy z Panią z okienka check-in przez całe lotnisko.. (wcale nie małe!), musieliśmy przejść kontrolę bezpieczeństwa (bramką vip) i dobiec do samolotu w którym pasażerowie nie wiedzieli co się dzieje.. wbiegliśmy spoceni i zziajani.. Stres zszedł ze mnie i przespałam całą drogę czego nigdy nie robię. .

Po przylocie do Tokio w tzw „rękawie” tuż przy wyjściu z samolotu czekał na nas pan z naszym nazwiskiem na kartce. Otrzymał od stewardessy nasze paszporty i my- pasażerowie na gapę musieliśmy zapłacić za owy lot.. Tu też karta nie chciała przyjąć płatności, ale był czas na pójście do bankomatu co zrobiliśmy w asyście bodyguarda oczywiście 🙂 Udało się! Co za ulga!

Ale to nie koniec historii. .

W dalszym ciągu nie miałam biletu na lot z Frankfurtu do Polski na ten dzień. Miałam bilet na dobę później i musiałam także na lotnisku we Frankfurcie odebrać moje walizki i nadać je ponownie dzień później.. Po tylu emocjach i długim locie do Niemiec , który był drugim tego dnia byłam wykończona.

Po wylądowaniu w Frankfurcie natchnieni pozytywną energią. Poszliśmy do przedstawicieli Lufthansy zobaczyć co się uda zrobić z moim biletem. Miałam nadzieję na pozytywne zakończenie tej podróży. Szczególnie po tym co się wydarzyło w Japonii.

Tu nie poszło tak dobrze. Okazało się, że przebukowanie tego biletu na ten dzień jest drogie, bo zostały tylko bilety w najwyższej klasie i to niewiele. Nie mylcie tego z biznes czy pierwszą klasą. Każdy bilet ma swoją wewnętrzną klasę, (co oznacza cenę) na która wpływa termin zakupu możliwość przebukowania ilość walizek i inne takie.. Pomyśleliśmy, że w takim razie zostaniemy dobę we Franku i Czarek poleci za mną dnia następnego. Zostanie samemu dobę na lotnisku z dwoma walizkami nie jest niczym przyjemnym i prostym..(polecam iść do toalety z dwoma walizkami !) Ale niestety okazało się, że wychodzi ta sama kwota..bagatela 700 euro (!) Tak , dobrze widzisz.. Więcej niż z drugiego końca Japonii do Europy.. Ciężko było nam to przełknąć, ale byliśmy tak zmęczeni, że było już nam wszystko jedno.

Podczas lotu do Polski przespałam start i lądowanie, taka byłam wykończona!

Pozytywnym aspektem jest, że kontrahent Czarka zgodził się przyjąć większość tej kwoty na siebie. Błąd leżał po obu stronach. Zarówno po ich za złe przebukowanie jak i Naszej za nie sprawdzenie biletu po jego otrzymaniu. Właściwie nie niesprawdzeniu, bo to zrobiliśmy, ale nie wykryliśmy tego błędu..

Takim sposobem mamy na koncie przygodę i lot na gapę samolotem! Oczywiście, nie życzę ani Wam ani sobie takich historii..

Dziś po wielu latach dalej jestem pod wrażeniem tego jak zachowały się linie lotnicze ANA (All Nippon Airlines) i panie w okienku check-in. Gdyby tylko był czas wycałowałabym je po stopach… Dodatkowo jestem pełna podziwu mojego męża, który w kryzysowych sytuacjach zachowuje zimną krew. A wręcz włącza mu się humor i kreatywność. Nic nie jest w stanie wyprowadzić go z równowagi.. Uwierzcie, że ja bliska byłam do usiądnięcia na samym środku lotniska i płakania z bezsilności.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.